Deszcze bębni o szyby samochodu. Zawsze tak jest, gdy się jedzie na wycieczkę, albo pada deszcz, albo trafia się na wielkie korki. Chyba z dwojga złego, lepszy już ten deszcz. Zresztą za krótką chwilę pozostanie zaledwie wspomnieniem. Już z oddali widać wielką kopułę – aquapark Krausnick. Tam nie będzie lało na głowę.

Wejście do środka przypomina przeniesienie się w czasie i przestrzeni. Nagle jak ręką odjął znika smutna aura niemieckiej jesieni. Tu jest pełnia tropikalnego lata. Kilka formalności i można rozkoszować się zupełnie inną rzeczywistością. Przeniesienie na tropikalną wyspę – Tropikal Islands – nastąpiło, jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki.

Idzie się pośród roślinności, jaką do tej pory widywałem jedynie w atlasach przyrody i na egzotycznych pocztówkach. Przypominają się sceny z filmów o piratach i korsarzach z mórz południowych. Mimo, że ma się już w kalendarzu odhaczone więcej niż kilkanaście wiosen, to czar tego miejsca zaczyna działać tak, iż człowiek poczyna żałować, że nie ma przy sobie mapy do skarbu piratów. Może jednak jest tu gdzieś zakopany?

Niezależnie od tego, czy jest zakopany, czy też nie – samo miejsce niewątpliwie jest skarbem. Pora zażyć kąpieli w tym południowym morzu, bo aqua park w Krausnicku to nie tylko piękne widoki, to także ciepłe może. Podobno woda ma tutaj, aż 32 stopnie. Z rozkoszą zanurzam się w toń. Wiem, że tam dalej czekają jeszcze zjeżdżalnie i kilka innych ciekawych rzeczy, ale jest tak przyjemnie, że nie chce się wychodzić z wody. Po chwili przychodzi myśl o rekinach. Zazwyczaj pojawiają się w takim momencie! Jednak nie przesadzajmy, chyba organizatorzy rozrywki nie posunęli się aż tak daleko. Trudno powiedzieć, czy pojawiają się tu rekiny. Ja ich nie widziałem, więc myślę, że można korzystać z kąpieli w ciepłym morzu bez obaw.

Trwało to dość długo. Dopiero po dwóch godzinach zdecydowaliśmy się wyjść z wody. Nigdy jeszcze nie siedziałem w wodzie tak długo bez żadnych przerw. Już to samo mówi za siebie. Tutaj po prostu nie chce się wychodzić.

Ostatecznie jednak zwyciężyły względy praktyczne. Trzeba zajrzeć do toalety, a później do restauracji. Z pustym żołądkiem człowiek przestaje doceniać najwspanialsze nawet rzeczy. Po powrocie z łazienki ruszyliśmy w kierunku, gdzie powinny znajdować się restaurację.

Zobaczyłem unikalne wioski z tropików. Nie byłem znawcą, ale z tego co pamiętałem, to odtworzono tu wioski tubylców z różnych południowych wysp. Były chyba chaty z Tajlandii, z Borneo i z Bali. Byłem ciekaw, skąd są te malutkie domki o spiczastych spadzistych dachach. Dachy były zrobione z czegoś, co przypominało słomę. Może później dokładnie im się przyjrzę. Teraz czas na posiłek.

Jeśli chodzi o jedzenie, to jest w czym wybierać. Znajdzie się tu coś dobrego, nawet dla najbardziej wybrednych. Trzeba przyznać, że aquapark Krausnick ma na swoim terenie kilka całkiem niezłych restauracji.

Z pełnym brzuchem nie ma sensu się pchać na zjeżdżalnie. Efekt może się okazać – delikatnie rzecz ujmując – nieestetyczny! Wracamy więc, by teraz już na spokojnie i bez pośpiechu przyjrzeć się chatom. Ciekawe, czy przy tym projekcie konsultowali się z jakimś antropologiem lub etnografem?

Co jeszcze można zrobić, gdy człowiek czuje się bardzo ociężały po sutym posiłku? Osobiście proponuję zimne piwo, ale ostatecznie muszę ulec i idziemy do Strefy Saun. Tam dopiero się powygrzewamy. Po wyjściu z sauny, już na pewno postawię na swoim i pójdziemy na piwo. Teraz można poleniuchować. Podobno wizyta w saunie niesamowicie odpręża. Jest tu jeszcze tyle atrakcji, ale po co się spieszyć?

Tagi: , , , , , , ,